- Dziękuję za towarzystwo i rozmowę Gardakanie. Na mnie już czas.
W formie podziękowania obdarzyła go krótkim uśmiechem i spojrzała na Farezila zawzięcie dyskutującym z dziwnie mówiącym człowiekiem. Najwidoczniej nie miał zamiaru jeszcze wychodzić.
- Jesteśmy umówieni na spotkanie w Grindil. Mam nadzieję, że ta odpowiedź satysfakcjonuje twą wiecznie niezaspokojoną ludzką ciekawość. - odpowiedziała ze stanowczością w głosie na zadane przez niego pytanie.
Podeszła do elfa, położyła mu swoją dłoń na ramieniu i powiedziała coś w melodyjnym języku. On przerywając pogawędkę odwrócił się przez ramię i tylko przytaknął głową. Potem z wdziękiem oddaliła się po schodach na górne piętro.
Ostatnio edytowany przez Lukier (2011-01-24 15:53:04)
Offline
Farezil przeprosił swojego rozmówcę, wyjaśniając swoje wyjście zmęczeniem, po czym szybko udał się na górę za swoją towarzyszką.
Gdy Lilien przechodziła obok grupki ludzi stojących przy barze, mlody śpiewak przestał grać i odprowadził piękną elfkę wzrokiem. Inni zachowali jeszce mniej dyskrecji, niektórzy nawet w chwili zauroczenia podązyli za nią kilka kroków.
Po chwili muzyk i innni jego towarzysze wrócili na plan materialny po tej chwili nie uwagi, bard odłorzył instrument i zaczął opowiadać ciekawą ballade o niesamowicie pięknej elfce, która nie mogła wyjść za mąż za księcia-człowieka. Wszyscy jego słuchacze wpatrują się w przestrzeń z rozmarzonymi twarzami...
Kancie zostałeś przy stoliku tylko z Gardakanem. Noc jeszce młoda, jednak wciąż masz na sobie mokre ubranie, którego z chęcią byś się pozbył. Ty zaś Gardakanie jesteś głodny, bowiem zarówno w czasie ostatnich emocjonujących wydarzen, jak również w czasie tak długiej podróży nie jadłeś zbyt dużo.
Offline
- Witam gościa - Gardakan kiwnął głową słudze Pelora.
- Wygląda na to, że wszyscy wybieramy się w jedno miejsce. Ja szukam roboty jakiejś, co mi pieniądze przyniesie. - zapatrzył się w pusty kufel - Lubię pieniądze.. Czym się zajmuję? - spojrzał na uroczą elfkę - Tym i tamtym.. przenikaniem niezauważonym.. otwieraniem zamków, przez które chcę się dostać - Rozejrzał się po pustoszejącej karczmie - Takie tam.. - Gardakan był widocznie zmęczony.
Offline
-Bądź co bądź bramy otwierają dopiero jutro rano. Widzę iż jesteś równie zmęczony jak ja. Dobrej nocy życzę.
Kand powoli wstaje od stołu, bierze swój tobołek i kieruję się w stronę baru. Przy barze, mówi do Karczmarza:
-Pokój odpowiedni dla sługi Pelora poproszę. - Po czym przesuwa w stronę karczmarza platynową monetę.
Ostatnio edytowany przez Mr. D (2011-01-24 20:50:30)
Offline
Karczmasz przerywa czyszczenie kielicha i zagląda pod blat. Po chwili prostuje sie i mowi:
- No mamy jeszcze kilka pokoi. Jednoosobowy, czy moze cos większego dla wielmoznego pana? - pyta się nieznacznie uśmiechając.
Offline
-Jednoosobowy, będzie w sam raz.
Offline
Barman podaje ci kluczyk wskazując ręką schody, po czym chowa do kieszeni pieniądz słodko sie uśmiechając.
Wasze pokoje sa nie dużych rozmiarów, jednak pościel w łóżku jest pachnącą i aż sie chce w niej położyć. Czujecie sie ogromnie senni. Na malym stoliczku obok kazdego łóżka stoi paląca się świeczka oraz dzban z wodą i mały kubek.
Offline
~Strzeżonego, Pelor strzeże- Kand podnosi się z łózka i zamyka drzwi na klucz. Po krótkim zastanowieniu zdejmuje z siebie brudne, przemoczone ubranie i zakłada nocne. Potem odprawia krótkie modły na cześć Pelora, wskakuje pod kołdrę i idzie spać.
Offline
Pierwsza noc w ciepłym łóżku od bardzo dawna. Obudził was dopiero głośny gwar ludzi z dołu oraz wpadające promienie słoneczne przez okno. Kancie budzisz się i widzisz, że rzeczywiście zamknięte drzwi ochroniły twój dobytek, z tego co widzisz nic nie zniknęło. Tobie Gardakanie spało się trochę gorzej: miałeś złe sny o swojej przeszłości: twarze i urywki zdań przewijały się przez twoją głowę w śnie. Jednak kilka godzin w łóżku i tak pozwoliło Ci zregenerować siły.
Ty zaś Lilien na pół spałaś na pół czuwałaś wykonując swoją misję. Jednak doskonale wiedziałaś, że w tej małej karczmie żadne zagrożenie Ci nie grozi. Farezil również się już obudził i przeciągając się powiedział:
-Chyba powinniśmy już ruszać. Co prawda do Grendil krótka droga, jednak lepiej tam przybyć wcześnie.
Po czym założył na koszulę w której spał, swoje szaty i zszedł na dół. Podszedł do tego samego stolika u którego byliście wczoraj i gestem ręki wezwał kelnerkę. W karczmie było więcej osób niż ostatniego dnia, przede wszystkim więcej kobiet, których wczoraj prawie nie było, a dzisiaj szczelnie otoczyły znanego wam już muzyka, opowiadającego znaną już wam balladę o nieszczęśliwej miłości pięknej elfki i człowieka.
Offline
Lilien zawsze poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Jednak jako że w odludnej karczmie nie mogło czyhać na nich zbyt duże niebezpieczeństwo, po przespaniu kilku godzin resztę nocy czuwała jedynie z mieczem gotowym w każdej chwili do przebicia potencjalnego oponenta.
Podeszła do okna i spojrzała na wschodzące słońce nad widnokręgiem. To będzie długi dzień, pomyślała. Następnie zaczęła zakładać swoją kolczugę z dużym, magicznie wygrawerowanym symbolem Księżycowej Gwardii - półksiężycem z prostopadłym do niego mieczem. Później wzięła do ręki tarczę z takim samym znakiem, przymocowała miecz do lewego boku i zeszła schodami na dół, aby dołączyć do czekającego na nią Farezila.
Zajęła to samo miejsce co poprzedniego wieczoru i wyprostowała nogi.
- Poproszę coś niskokalorycznego, jednocześnie zaspokajającego mój głód. - powiedziała z uśmiechem do kelnerki.
Offline
- Cholera, ale świeci. - Gardakan w samej koszuli okrywał twarz ręką chroniąc się od promieni słońca, które wpadały do pokoju. Wkrótce wstał, założył swoją zbroję upewniając się, że skórzane paski są dobrze spięte. Nie podobało mu się to, że są tak wytarte. Powinien mieć świetne wyposażenie, ale niełatwo o takie, odkąd nie ma żadnej pracy ani okazji.
- Nie ważne -[ pomyślał i zaraz zszedł na dół. Nie był głodny. Dostrzegł elfkę zamawiającą coś do picia albo jedzenia. Wzruszył ramionami przypominając sobie wczorajszą pogawędkę z elfami. Nieczęsto je widywał. Mogło to zwiastować nieoczekiwane przyszłe wydarzenia. Gardakan jednak zrobił kilka głośnych kroków przed siebie i popchnął drzwi chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Przeczesał brązowe włosy dłonią wykrzywiając twarz w grymasie niechęci.
Offline
-Mogliby budować większe pokoje-Kand przeciągnął się na łóżku-No, Pelorze co dzisiaj przygotowałeś dla swojego kapłana.
Kand w samej koszuli odprawił modły na cześć poranka, po czym zajął się przygotowaniami do wyruszenia w drogę. Następnie ubrał się przyzwoicie. Za pas wsunął buławę, w drugą rękę wziął hełm. Z sakiewki wyjął kilka monet, aby nie musieć ciągle sięgać do pasa. Następnie zamknął drzwi i ruszył na dół. Na dole zamówił coś do jedzenia i zapłacił złotymi monetami.
Życząc smacznego biesiadującym przy tym samym stoliku zabrał się do jedzenia.
Offline
Kelnerka jest kobietą o ciemnej karnacji. Nosi białą koszulę z koronkami i niebieską koszulę. Ma niebieskie oczy i długie, kręcone, brązowe włosy. Słysząc twoje zamówienie Lilien uśmiecha się do Ciebie szeroko i mówi:
- No masz szczęście, że też należę do "Zdrowe jedzenie Marka". Dam Ci najlepsze co tutaj mamy.
Po chwili wraca niosąc wasze talerze i dzwab wina wraz z kubkami. Jedzenie jest całkiem smaczne i cieszycie się, że tu jesteście.
Fareliz z wielką chęcią je swoje udko z kurczaka i popija winem. Wydaje się bardzo zadowolony i nie odzywa się przez cały czas trwania posiłu. Po skończeniu prosi kelnerkę o jakąs szmatkę i dostawszy ją wyciera sobie twarz.
[i]- To co? Pomodliłeś się już za tych wszystkich swoich podopiecznych? Już Twój Bóg obdarzył Cię wielką łaską i siłą?[\i] - pyta się uśmiechającTy zaś Gardakanie stoisz na zewnątrz, osłaniając oczy ręką przed słońcem. Po chwili jednak przyzwyczajasz się do niego i widzisz tą smą drogę którą tu przyszedłeś. Właśnie jakiś człowiek zszedł z konia i zmierza w twoim kierunku. Wita Cię i przechodzi obok Ciebie szybkim krokiem. Widzisz pare koni przywiązanych z boku stojące przy pełnym korycie z wodą. Jest przyjemnie ciepło i chciałbyś tak móc stać przez cały dzień, jednak pieniądze same się nie zrobią...
Offline
- Mmm... to było bardzo dobre i chętnie zamówiłabym więcej, jednak czas na nagli i musimy już wyruszyć. - powiedziała do kelnerki. - Farezilu, zapłać za posiłek, a ja pójdę przygotować konie do drogi.
Wstała i wyszła na zewnątrz, minęła stojącego tuż za drzwiami Gardakana i podeszła do koni. Delikatnie musnęła dłonią pysk brązowej klaczy, a następnie odwiązała obydwa i podprowadziła bliżej karczmy. W mgnieniu oka znalazła się na swoim wierzchowcu i wyciągnęła rękę ku Gardakanowi.
- Co tak stoisz? Chyba nie będziesz tam szedł na piechotę? - spytała radośnie.
Offline